listopad

KONFERENCJA XI
W KOŚCIELE UCZĘ SIĘ DŹWIGAĆ KRZYŻ
Realistycznie patrząc na życie łatwo dostrzeżemy, że doczesność człowieka nie jest wolna od utrapień, braków i cierpień. Cierpienia duchowe lub fizyczne, które postrzegamy jako zło, są stale obecne w życiu jednostek i społeczności. Niekiedy przychodzą w sposób niezawiniony, niezależnie od tego, co robi człowiek (np. naturalne kataklizmy, katastrofy kolejowe, zarazy). Innym razem cierpienie prowokują ludzie i sprowadzają je na innych (np. wojny i rebelie, przemoc słowna i fizyczna, akty niesprawiedliwości, kłamstwo).
Pytanie o sens cierpienia i śmierci towarzyszy ludzkości od zarania jej dziejów. Cierpienie jest jednym z elementów rzeczywistości, które człowiek przeżywa nie tyle teoretycznie (refleksja nad cierpieniem), ile praktycznie (Jak żyć w cierpieniu? Po co cierpię? Dlaczego cierpię?).
Pytanie o sens cierpienia ludzie stawiają sobie i starają się wypracować jakieś rozumne wytłumaczenie jego istnienia. Ludzie religijni dostrzegają w nim poważny problem moralny: o to, dlaczego cierpienie dotyka tak wiele osób, pytają Pana Boga.
Pytanie postawione Bogu
Z cierpieniem ludzkość spotyka się „od zawsze”. Jest on skutkiem grzechu pierworodnego, który zniszczył ustanowiony przez Boga porządek i sprawił, że w rzeczywistości ziemskiej zagościło cierpienie, zmęczenie związane z ciężką pracą i śmierć.
W Starym Testamencie spotykamy się z cierpieniem, przeżywanym przez osoby oraz całą wspólnotę Izraela. Było ono postrzegane jako kara Boża i wyraz zagniewania Bożego. Autorzy starotestamentalni, zachęcając do życia cnotliwego, do wierności przymierzu z Bogiem oraz odrzuceniu bałwochwalstwa, podkreślają, że cierpienie narodu – zniewolenie i ucisk, jaki pochodziły od innych narodów są słuszną zapłatą za odstępstwo od Boga.
Ale o ile takie wytłumaczenie mogło satysfakcjonować, to okazywało się niewystarczające w sytuacji cierpienia ludzi niewinnych. Stary Testament przynosi nam relacje o sprawiedliwym Hiobie, którego wiarę i miłość Bóg poddał bolesnej próbie, zsyłając nań niewypowiedziane cierpienia. Przyjaciele Hioba próbując wytłumaczyć mu dlaczego cierpi odwoływali się do klasycznej odpowiedzi – zgrzeszyłeś i dlatego Bóg stał się twoim nieprzyjacielem.
Hiob jednak nie zgadzał się na tak proste i krzywdzące go wytłumaczenie. Rozpoczął dialog z Bogiem. Prosił, aby Bóg sam wyjaśnił mu tajemnicę jego cierpienia. W odpowiedzi Hiob nie otrzymał jakiegoś traktatu teologicznego o cierpieniu, ale odczuł bliskość Boga. To doświadczenie żywej bliskości Boga doprowadziło go do dojrzałego wyznania wiary: „Lecz ja wiem: Wybawca mój żyje, na ziemi wystąpi jako ostatni. Potem me szczątki skórą odzieje, i ciałem swym Boga zobaczę. To właśnie ja Go zobaczę, moje oczy ujrzą, nie kto inny; moje nerki już mdleją z tęsknoty” (Hi 19,25-27).
W swym cierpieniu Hiob zachował pogodę ducha, ufność pokładaną w Bogu: „Bóg dał, Bóg wziął, niech Jego imię będzie Błogosławione” (Hi 1,20).
Chrystus okazywał cierpiącym współczucie i pomoc. On również nie uznawał za słuszne stwierdzenia, że cierpienie zawsze jest karą za grzech. Kiedy przyprowadzono mu niewidomego od urodzenia, i zadano pytanie: „Kto zawinił on czy jego rodzice”? Jezus opowiedział, że ani on, ani jego rodzice. Dotknęła go ślepota, „aby się objawiły na nim sprawy Boże” (zob J 9,1-3). Innym razem, gdy Apostołowie donieśli mu przerażeni o śmierci Galilejczyków z rąk Piłata, powiedział: „Czyż myślicie, że ci Galilejczycy byli większymi grzesznikami niż inni mieszkańcy Galilei, że to ucierpieli? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy podobnie zginiecie. Albo myślicie, że owych osiemnastu, na których zwaliła się wieża w Siloam i zabiła ich, było większymi winowajcami niż inni mieszkańcy Jerozolimy? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy tak samo zginiecie. I opowiedział im następującą przypowieść: Pewien człowiek miał drzewo figowe zasadzone w swojej winnicy; przyszedł i szukał na nim owoców, ale nie znalazł. Rzekł więc do ogrodnika: Oto już trzy lata, odkąd przychodzę i szukam owocu na tym drzewie figowym, a nie znajduję. Wytnij je: po co jeszcze ziemię wyjaławia? Lecz on mu odpowiedział: Panie, jeszcze na ten rok je pozostaw; ja okopię je i obłożę nawozem; może wyda owoc. A jeśli nie, w przyszłości możesz je wyciąć” (Łk 13,1-9).
Odpowiedzią Jezusa na ludzkie cierpienie jest nie tyle jakieś teoretyczne wyjaśnienie ile czyn – Jezus dobrowolnie przyjął ludzką kondycję życiową, jej ograniczenia i niedogodność, jej małość i kruchość.
Mistrzem w dźwiganiu krzyża jest dla wierzących Chrystus. On nie tylko mówił o krzyżu, zachęcał do dźwigania go ale dobrowolnie sam przyjął na siebie cierpienie. „Chrystus nie ukrywał wobec swoich słuchaczy potrzeby cierpienia. Bardzo wyraźnie mówił o tym, że kto chce iść za Nim, musi wziąć krzyż na każdy dzień, a uczniom swoim stawiał wymagania natury moralnej, których spełnienie jest możliwe tylko pod warunkiem «zaparcia samego siebie». Droga, która wiedzie do królestwa niebieskiego, jest «wąska i stroma» i Chrystus przeciwstawia ją drodze «wygodnej i szerokiej», która jednakże «wiedzie na potępienie». Szereg razy mówił Chrystus również o tym, że uczniów Jego i wyznawców będą spotykać wielorakie prześladowania, co jak wiadomo sprawdziło się nie tylko w pierwszych stuleciach istnienia Kościoła w cesarstwie rzymskim, ale sprawdzało się i sprawdza w różnych okresach historii i w różnych miejscach globu, również za naszych czasów. (…) Ewangelia cierpienia mówi naprzód na wielu miejscach o cierpieniu «dla Chrystusa», «z powodu Chrystusa». Mówi o tym słowami samego Jezusa, jak też słowami Jego Apostołów. Mistrz nie tai wobec swoich uczniów i naśladowców perspektywy takiego cierpienia, owszem – otwiera ją z całą szczerością, wskazując równocześnie na moce nadprzyrodzone, jakie będą im towarzyszyć wśród prześladowań i cierpień «dla Jego imienia». Cierpienia te będą zarazem jakby szczególnym sprawdzianem podobieństwa do Chrystusa oraz jedności z Nim. «Jeżeli was świat nienawidzi, wiedzcie, że Mnie pierwej znienawidził… Ale ponieważ nie jesteście ze świata, bo Ja was wybrałem sobie ze świata, dlatego was świat nienawidzi… Sługa nie jest większy od swego pana». Jeżeli Mnie prześladowali, to i was będą prześladować… Ale to wszystko wam będą czynić z powodu mego imienia, bo nie znają Tego, który Mnie posłał. «To wam powiedziałem, abyście pokój we Mnie mieli. Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat»” (Jan Paweł II, Salvifici doloris nr 25).
Maryja – uzdrowienie chorych
Św. Jan Paweł II zwraca uwagę na obecność i rolę Maryi w świecie cierpienia. „Otuchy dodaje ewangeliczna i historyczna prawda, że przy boku Chrystusa pierwsze i uprzywilejowane miejsce zajmuje Jego Najświętsza Matka, która całym życiem złożyła godne naśladowania świadectwo tej szczególnej ewangelii cierpienia. Wszystkie cierpienia, które złączyły się w Niej jakby w jedno, nieprzerwane pasmo, świadczą nie tylko o niewzruszonej wierze Maryi, ale stanowią Jej wkład w dzieło powszechnego zbawienia. Już od chwili Zwiastowania anielskiego dostrzega Ona w swoim macierzyńskim powołaniu «przeznaczenie», aby uczestniczyć w sposób jedyny i niepowtarzalny w posłannictwie swego Syna. Znajduje to wnet potwierdzenie w okolicznościach towarzyszących narodzeniu Jezusa w Betlejem i w uroczystych słowach przepowiedni starca Symeona, że ostry miecz przeniknie Jej duszę. Dalszym potwierdzeniem były bolesne przeżycia lęku, a z kolei trudów pospiesznej ucieczki do Egiptu, spowodowanej okrutnym wyrokiem Heroda.
A wreszcie, po wszystkich wydarzeniach ukrytego i publicznego życia Syna, w których uczestniczyła z całą wrażliwością swego serca – właśnie na Kalwarii cierpienie Matki u boku cierpiącego Jezusa osiągnęło stopień przechodzący wszelką ludzką wyobraźnię; było ono jednak w tajemniczy i nadprzyrodzony sposób owocne dla Odkupienia świata. Droga na Kalwarię i trwanie u stóp Krzyża wraz z umiłowanym Uczniem stanowiły o szczególnym udziale Maryi w odkupieńczej śmierci Syna. Słowa zaś, które usłyszała z Jego ust, były jakby uroczystym potwierdzeniem tej swoistej ewangelii, która miała być głoszona całej wspólnocie wierzących.
Jako świadek męki Syna, dzięki obecności i jako jej uczestniczka poprzez współcierpienie, Maryja dała jedyny w swoim rodzaju wkład w ewangelię cierpienia, przeżywając już wcześniej to, co św. Paweł wyraził w przytoczonym na początku tekście. Ma też Ona najszczególniejsze prawo powiedzieć, że dopełnia w swym własnym ciele — jak i w swej duszy — tego, czego nie dostaje cierpieniom Chrystusa.
W świetle niezrównanego wzoru samego Chrystusa, jaki ze szczególną wyrazistością odzwierciedlił się w życiu Jego Matki, ewangelia cierpienia poprzez doświadczenie i słowo Apostołów staje się niewyczerpanym źródłem dla coraz to nowych pokoleń w ciągu dziejów Kościoła. Ewangelia cierpienia oznacza nie tylko obecność cierpienia w Ewangelii, jako jednego z tematów Dobrej Nowiny. Oznacza ona zarazem objawienie zbawczej mocy i zbawczego sensu cierpienia w mesjańskim posłannictwie Chrystusa, z kolei zaś w posłannictwie i powołaniu Kościoła” (Jan Paweł II, Salvifici doloris nr 25).
Maryja uczestniczyła w cierpieniu zbawczym swego Syna. Dziś również wspiera cierpiących w Kościele i przychodzi im z pomocą jako najczulsza z Matek.
W Litanii loretańskiej wzywamy Maryję jako „Uzdrowienie chorych”. Rzeczywiście, mamy liczne dowody na to, że Matka Jezusa jest blisko chorych i cierpiących. Sanktuaria maryjne, rozsiane po całym świecie są wymownymi świadkami tego, że Matka Najświętsza wspiera chorych i przychodzi im z pomocą. W Guadalupe w Meksyku (1531 r). Maryja obiecała, że na tym miejscu zobaczy i osuszy łzy swego ludu. W wielu innych, równie sławnych miejscach, jak Lourdes, La Salette, Gietrzwałd, Licheń, Częstochowa czy Kodeń – Maryja spełnia swą obietnicę z Gaudalupe. Nie pozostaje obojętna na łzy i prośby swych dzieci. Jest nadzieją dla chorych, którzy szukają w modlitwie schronienia, pociechy, umocnienia oraz proszą o powrót do zdrowia. Maryja, która sama doświadczyła cierpienia w swym życiu rozumie ich lęki i niepokoje, rozczarowania i smutki. Udziela potrzebnych łask i przywraca nadzieję.
Od 1968 r., 6 lipca, obchodzone jest w Polsce wspomnienie Matki Bożej Uzdrowienia Chorych. W dekrecie Papieża Pawła VI ustanawiającym to święto oraz Maryję patronką Apostolstwa Chorych w Polsce czytamy: „Zbożne dzieła, które świadczą, że jesteśmy chrześcijanami – niemało przyczyniają się do tego, że ci, którzy chorują i cierpią boleści, doznają ulgi i pociechy. Za Przewodniczkę w tych dziełach chrześcijańskiej miłości słusznie uważana jest Dziewica i Boża Rodzicielka. Owszem, Ona to, pobożnie wzywana, nie przestaje, macierzyńską swą opieką podnosić na duchu potrzebujących i nieszczęśliwych. Ją przeto, wzywaną przez Kościół jako ,,Uzdrowienie Chorych”, Członkowie „Unii Apostolstwa Chorych” i wszyscy chorzy w Polsce czczą ze szczególnym pietyzmem i obrali sobie za Niebieską Patronkę” (Paweł VI, Dekret z dn. 27 I 1968 r.). Od 1968 r., dzień 6 lipca jest dla osób chorych, niepełnosprawnych i starszych w Polsce dniem pielgrzymkowym do Jasnogórskiej Pani, a także do maryjnych sanktuariów diecezjalnych.
Troska o chorych
Choroba kogoś bliskiego stanowi wyzwanie dla jego bliskich. Wśród uczynków miłosierdzia, szczególnie miłych Bogu Kościół wymienia „chorych nawiedzać” i „strapionych pocieszać”. Nie możemy pozostawać obojętni wobec cierpiących.
W jaki sposób mamy zaangażować się w służbę chorym, seniorom, niepełnosprawnym, samotnym i ubogim?
Odpowiedź na to pytanie ma dwojaki charakter:
1. Nasza pomoc ofiarowana chorym i cierpiącym winna być konkretna. Na miarę możliwości winniśmy towarzyszyć chorym pomagając im z zaspokojeniu potrzeb życiowych. Troska o chorych polega na tym, ze pomagamy im w znalezieniu lekarza i opieki medycznej. Jeśli posiadamy takie zdolności i wiedzę – możemy wykonywać zabiegi pielęgnacyjne wobec chorych, troszczyć się o to, aby chorowali w godziwych warunkach.
2. Ważną rzeczą jest bliskości troska o zaspokojenie potrzeb religijnych – podtrzymywanie na duchu, umacnianie nadziei. Równie ważna jak troska o ciało jest pomoc duchowa – modlitwa z chorymi i za chorych, umożliwianie im korzystania z sakramentów świętych, zwłaszcza sakramentu pokuty i Eucharystii, rozmowy podnoszące na duchu. Chorzy cenią sobie wszelkie przejawy bliskości i pomocy. Największym ciężarem dla nich jest poczucie osamotnienia, opuszczenia, zapomnienia ze strony najbliższych.
Kościół zachęca chorych do korzystania z sakramentu namaszczenia chorych. Jest to sakrament, który: daje wzrost łaski uświęcającej; przynosi odpuszczenie grzechów ciężkich (gdy chory nie jest w stanie się wyspowiadać) i przywraca pokój sumienia; oczyszcza za słabości i niechęci duchowej; daje moc do cierpliwego znoszenia choroby, do pokonywania pokus i do dobrej śmierci; daje pomoc w odzyskaniu zdrowia ciała, jeśli jest to dobre dla duszy.
Modląc się za chorych i z chorymi, możemy prosić Pana Boga o ich uzdrowienie. Umacnia nas w nadziei uzdrowienia przykład Chrystusa, który widząc wiarę w sercach chorych uzdrawiał , a nawet wskrzeszał umarłych. Winniśmy jednak opamiętać, że uzdrowienie jest łaską, której udziela Pan Bóg temu komu chce i kiedy chce. My zaś nie możemy na Nim „wymuszać” tej łaski. Dlatego modląc się o uzdrowienie chorego mamy świadomość, że o wszystkim decyduje wola Boża, a nie nasza.
Trzeba wspierać chorych prośbą o dary duchowe, łaski, które pomogą im przetrwać trudnych czas cierpienia duchowego i fizycznego. Módlmy się o umocnienie ich w wierze, nadziei i miłości i prośmy, aby potrafili przyjąć swój krzyż w duchu zawierzenia Chrystusowi i by tego cennego daru Bożego nie zmarnowali. Chorym przypominajmy, że mogą oni ofiarowywać swe cierpienia i niedostatki w intencjach swych bliskich albo prosić o zbawienie dla zmarłych. Św. Jan Paweł II wielokrotnie mówił o tym, że chorzy są błogosławieństwem i skarbem w rodzinie, ponieważ dzięki ich ofierze rodzina może otrzymać wiele Bożych łask.
Przykład troski o chorych zostawił nam św. Kamil de Lellis (1550-1614). Przyszedł na świat 25 maja 1550 r. Bucchianico, w zamożnej rodzinie w królestwie Neapolu. Rodzicami jego byli oficer Jan de Lellis i Kamila Compelli, łagodna, o miłosiernym sercu. Drogi życiowe Kamila były trudne. Urodził się jako dziecko długo wyczekiwane. Rodzice jego wcześnie umarli. Pozostał sam, bez krewnych, bez przyjaciół. Wzrastał w zupełnym ubóstwie. W 1569 r. wziął szablę pozostałą po ojcu i wstąpił do wojska. Brał udział w wojnie z Turkami. Bił się też z piratami na Morzu Śródziemnym. Nauczył się przeklinać w siedmiu językach. Jego pasją stała się gra w kości. Umiłowanie hazardu doprowadziło go do ruiny. Sprawiło, że porzucił wojsko i udał się w świat o żebraczym chlebie. Trudny okres nędzy i upokorzeń pomogli mu przetrwać kapucyni. Pod wpływem ich dobroci, Kamil zaczął skłaniać się ku nawróceniu. Dokonało się ono w drodze, gdy szedł ze swoim objuczonym osłem, 2 lutego 1575 r. Kamila ogarnął żal ze zmarnowanego życia. Ukląkł na drodze w kurzu i dziękował Bogu za udzielone światło. Przygarnęli go franciszkanie, ale po kilku miesiącach musiał ich opuścić z powodu poważnej rany na nodze. Dotarł do szpitala św. Jakuba w Rzymie i poprosił o pomoc. Podczas leczenia Kamil pomagał innym chorym. Usługiwał im jako pielęgniarz. Był bardzo delikatny i serdeczny. Nikomu nie skąpił dobrego słowa.
Jako pielęgniarz Kamil czynił wiele dobra. Łączył pomoc chorym z modlitwą za nich. Z biegiem czasu zakiełkowała w nim myśl, aby założyć stowarzyszenie, które będzie zajmowało się posługa wobec chorych i cierpiących. W 1582 r. powstało stowarzyszenie dla pielęgnowania chorych. Dyrektor szpitala był przeciwny pracy stowarzyszenia i Kamil wraz z przyjaciółmi musiał opuścić szpital. Szukał nieuleczalnie chorych, opuszczonych przez najbliższych. Kamil wytrwale pokonywał trudności zrodzone z niezrozumienia jego misji. Z myślą o chorych podjął naukę teologii w Kolegium Rzymskim. W 1584 r. otrzymał święcenia kapłańskie. Sam mógł teraz udzielać sakramentów świętych i grzebać zmarłych. Z niestrudzoną gorliwością rozwijał działalność charytatywną i duszpasterstwo chorych.
W 1585 r. Kamil zamieszkał z towarzyszami w domu nad Tybrem. Dom ten szybko stał się sławny wśród nędzarzy z rzymskiej dzielnicy Trastevere. Każdy mógł tu przyjść, brudny, chory i głodny. To ciche dzieło miłosierdzia krytykowane było przez urzędników Rzymu. Kamila nazywano „uśmiechniętym dziwakiem”. Papież Sykstus V w 1586 r. zatwierdził Stowarzyszenie Sług Chorych jako zgromadzenie religijne wraz z regułami i pozwolił im nosić czarne habity Kleryków Regularnych z czerwonym krzyżem na piersi, jako znak ich kościelnego posłannictwa. Po kilku latach papież Grzegorz XIV uznał stowarzyszenie za zakon o czterech ślubach (oprócz ubóstwa, czystości i posłuszeństwa kamilianie składają ślub opieki nad chorymi).
Dla Kamila de Lellis najważniejsze było podejście indywidualne do chorego. Mówiono o nim, że ma niespotykaną moc nad umierającymi tak, że z jego ramion nikt nie idzie do piekła. Miał dar czytania w duszach. Im był starszy, tym bardziej cudowne były jego uzdrowienia. Wielkie wrażenie robił na wszystkich, którzy go spotykali. Chodził w połatanym habicie. Powiedział kiedyś o sobie, że spożywa chleb cierpienia, gdyż Pan Bóg pobłogosławił go pięcioma błogosławieństwami tak nazywał swoje cierpienie). Do ostatniej chwili zachował trzeźwy umysł i zmarł spokojnie 14 lipca 1614 r. Jeden ze współtowarzyszy Kamila tak o nim pisał: „Rozpocznę od świętej miłości, jako korzeniu wszystkich cnót, a zarazem wyjątkowego daru Kamila. Otóż nie tylko względem Boga, ale także względem bliźnich, nade wszystko chorych, tak bardzo był przeniknięty ogniem tej świętej cnoty, iż sam nawet widok potrzebujących budził w jego sercu współczucie i powodował zapomnienie o wszystkim. Chętnie przyjąłby na siebie choroby i wszelkie inne zło, byleby tylko złagodzić cierpienia drugich i odsunąć od nich słabości. Żywo wyobrażał sobie w nich Chrystusa. Aby zaś zapalić swoich współbraci do praktykowania tej tak ważnej cnoty, zwykł im powtarzać pełne słodyczy słowa Jezusa: „Byłem chory, a odwiedziliście Mnie” (Mt 25,36).

Postawmy sobie następujące pytania:
1. Papież Franciszek nazywa Kościół „szpitalem polowym” dla zranionego i chorego świata. Zachęca nieustannie do troski o chorych. Jak odpowiadam na przynaglenia papieża?
2. Czy zastanawiałem się nad tym, że cierpienie może być szansa rozwoju religijnego i duchowego albo przekleństwem, powodującym utratę wiary?
3. Czy troszczę się o chorych w mojej rodzinie? Jestem gotów poświęcić im swój cenny czas, okazać zainteresowanie i być pomocnym?
4. Czy modlę się za chorych i z chorymi?