wrzesień

KONFERENCJA IX
KOŚCIÓŁ JEST DOMEM MOJEJ MODLITWY
 
Dla chrześcijanina modlitwa codzienna jest czymś oczywistym i powszechnym. Modlą się nie tylko ludzie żyjący na ziemi, ale także aniołowie i święci w niebie oraz dusze pokutujące w czyśćcu. Tylko niewierzący i potępieni się nie modlą.
To nie tylko obowiązek wynikający z wiary, (oddanie czci Bogu, wyrażenie wdzięczności, prośba o to, co jest potrzebne), ale także wielki przywilej (łaska). Pan Bóg pozwala nam zbliżyć się do siebie. Wysłuchuje naszych modlitw i odpowiada na nie. Bez modlitwy życie chrześcijańskie nie ma blasku i mocy – duchowość więdnie i zanika, a w miejsce cnót pojawiają się wady i grzechy.
Troska o modlitwę jest zatem troska o swe dobro – człowiek rozmodlony wzrasta w łasce i cnotach. Dlatego Apostołowie prosili Jezusa: „Panie, naucz nas się modlić…” (Łk 11,1).
            Przykład modlitwy, nieraz bardzo trudnej i wymagającej ofiary dają nam: Chrystus, Matka Najświętsza oraz święci. Jezus, mimo gorliwego zaangażowania w głoszenie Ewangelii, nie zaniedbywał modlitwy. Często oddalał się w miejsca ustronne, aby spędzać czas na samotnej modlitwie. Modlił się w najważniejszych momentach swej misji, takich jak: powołanie apostołów, wielkie cuda i męka. To dla nas wzór i przykład do naśladowania: pośród naszych życiowych obowiązków mamy trwać w zjednoczeniu z Bogiem.
Także Maryja i święci są ludźmi modlitwy wytrwalej, cierpliwej, pokornej i ufnej. Uczą nas, że aby otrzymać potrzebna pomoc i łaskę, Boże błogosławieństwo i wsparcie, trzeba trwać przy Bogu.
Na modlitwie chrześcijanin nie powinien szukać siebie, ale Boga i tego, co się Jemu podoba. Wierzymy, że Bóg pragnie naszego zbawienia oraz dobra doczesnego, dlatego śmiało prosimy: „Bądź wola Twoja jako w niebie, tak i na ziemi” (zob. Mt 6,9).
 
Trzeba się modlić
 
Modlitwa wypływająca z wiary jest do zbawienia koniecznie potrzebna. Trudno wyobrazić sobie, aby człowiek bez niej został zbawiony. Zaniedbanie modlitwy jest zaniedbaniem troski o samego siebie. Jest stratą wyrządzona samemu sobie. Dlatego św. Paweł zachęcał do modlitwy: „Nieustannie się módlcie. Za wszystko dziękujcie. Taka jest bowiem wola Boga w Chrystusie Jezusie względem was” (1 Tes 5,17-18). Modlitwa nie tyle jest potrzeba Panu Bogu (modląc się niczego Mu nie dodajemy), ile nam – modlitwa czyni nas lepszymi i wysługuje potrzebne łaski.
Co charakteryzuje modlitwę chrześcijanina?
Modlitwa nasza winna być zgodna z wolą Bożą. Jezus zwracał uwagę na to, abyśmy na modlitwie starali się zrozumieć i przyjąć Jego wolę. On sam niczego tak nie pragnął, jak pełnego posłuszeństwa Ojcu niebieskiemu. Modlitwa nie może być narzucaniem Bogu tego, czego On nie chciałby dla nas.
Możemy zwracać się do Boga z prośbami o wartości i rzeczy dobre i słuszne same w sobie. Są nimi np. zdrowie, siły do pracy, pomyślność w realizacji codziennych obowiązków, pociecha i umocnienie w powołaniu, itp. Nigdy przedmiotem modlitwy nie może być pragnienie uczynienia zła sobie lub komuś innemu (np. przekleństwo – życzenie komuś zła).
Modlitwa chrześcijanina winna być cierpliwa, ufna i wytrwała, gdyż opiera się na Bogu i ku Niemu zwraca. Niekiedy Bóg doświadcza nas, nie udzielając łaski o która prosimy. Czasami trzeba do tej łaski dojrzeć. Bywa też, że w zamian za jedna łaskę, daje inną, np. prosimy Pana Boga o zdrowie, a On udziela nam daru cierpliwego i pogodnego znoszenia choroby.
            U podstaw modlitwy winna być czysta intencja modlącego się. Nie może On wzywać Boga jako współpracownika w złu (np. mszcząc się za doznane krzywdy). Na modlitwie trzeba strzec się obłudy, osadzania innych i wywyższania się ponad bliźnich.
Modlitwę chrześcijanina cechuje pokora wobec Boga. Zawsze winniśmy mieć świadomość, że jesteśmy tylko stworzeniami, że Bóg jest naszym Panem i Zbawcą. Nie możemy się z nim równać ani spoufalać. Pokora to także uznanie własnej grzeszności i niegodności.
Modlitwa chrześcijanina winna przyczyniać się do jego religijnego, moralnego i duchowego wzrostu. Poprzez nią rozwijamy się i dojrzewamy w świętości.
Modlitwa chrześcijanina winna być własna – każdy winien szukać najlepiej wyrażającej go modlitwy. Niektórzy odnajdują się w kontemplacji słowa Bożego, inni we wspólnotowym odmawianiu różańca, jeszcze inni posługują się tekstami modlitw świętych. Jakakolwiek by nie była – modlitwa winna wypływać z serca człowieka wierzącego i to serce umacniać w miłości do Boga i bliźnich.
Modlitwa winna rodzić w życiu dobro. Jej konsekwencją jest czynione dobro w sposób bezinteresowny i hojny. Jeżeli modlitwa nie pobudza nas do czynienia dobra, jest to znak, że źle się modlimy. Nie może być tak, jak mówi ludowe przysłowie: „Modli się przed figurą, a diabła ma za skórą”.
Modlitwa jest sztuką, którą nabywamy, gdy się modlimy. I chociaż nieraz jest ona z naszej strony niedoskonała, to jednak jest miła Panu Bogu, gdyż wyraża to, że o Nim pamiętamy, zawierzamy się Mu i oddajemy z dziecięcą ufnością. „Podobnie także Duch przychodzi z pomocą naszej słabości. Gdy bowiem nie umiemy się modlić tak, jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami.  Ten zaś, który przenika serca, zna zamiar Ducha, wie, że przyczynia się za świętymi zgodnie z wolą Bożą” (Rz 8,26-27).
Znamy różne formy modlitwy: modlitwa indywidualna ustna lub myślna, modlitwa wspólnotowa, kontemplacja, rozważanie słowa Bożego, różnego rodzaju koronki, nowenny, akty strzeliste, itp. Im przyświeca jeden cel. Jest nim oddanie chwały Bogu i odniesienie pożytku duchowego przez człowieka.
 
Modlitwa codzienna
 
Ks. Dariusz Michalski napisał: „Tomasz Merton powiedział kiedyś, że prawdziwa zmiana życia dokonuje się wtedy, gdy przyznajemy pierwsze miejsce modlitwie, samotności i milczeniu. Życie modlitwy jest konieczne by móc iść za Bogiem, a nie za sobą lub za złym duchem. Życie modlitwy wymaga pewnych zasad, tak jak wszystko do czego chcemy dojść, co chcemy osiągnąć. (…) One są potrzebne jeśli modlitwa ma nas prowadzić do Boga i pomagać nam przekraczać nas samych. Nie wystarczy bowiem przyznać rację: tak, potrzebuję się modlić. To jeszcze za mało. Wraz z takim stwierdzeniem jest potrzebne uznanie: potrzebuję zasad, ram modlitwy, których będę się trzymał. I tu z pomocą przychodzą nam doświadczenia innych chrześcijan. Po pierwsze modlitwa musi być regularna. Ojcowie pustyni mówili, że człowiek, albo się modli cały czas, albo się w ogóle nie modli. Żebyśmy jednak modli dojść do postawy nieustannej modlitwy jest nam potrzebny szczególny czas w ciągu dnia tak, jak to opisuje Henri Nouwen: «Jedynym rozwiązaniem będzie tu plan modlitw, którego nigdy nie zmienisz bez zasięgnięcia rady twojego duchowego kierownika. Ustal rozsądną porę, a gdy to zrobisz, trzymaj się jej za wszelką cenę. Uczyń z modlitwy swoje najważniejsze zadanie. Niech każdy wokół ciebie wie, że jest to jedyna rzecz, której nigdy nie zmienisz, i módl się zawsze o tej samej porze. Ustal dokładne godziny i trzymaj się ich. Wyjdź od znajomych, kiedy zbliża się ta pora. Po prostu niech wtedy będzie dla ciebie niemożliwa jakakolwiek praca, nawet gdyby wydawała ci się pilna, ważna i decydująca. Kiedy będziesz wierny temu postanowieniu, powoli się przekonasz, że nie ma sensu myśleć o wielu problemach, ponieważ i tak nie można ich rozstrzygnąć w tym czasie. I wtedy powiesz sobie w czasie tych wolnych godzin: Ponieważ nie mam teraz nic do roboty, mogę się modlić. I tak modlitwa stanie się równie ważna jak jedzenie i spanie; wolny czas, przeznaczony na to stanie się czasem uwalniającym, do którego przywiążesz się w dobrym sensie tego słowa».
A więc modlitwa wymaga dyscypliny, regularności. Modlitwa jest ćwiczeniem duchowym, które trzeba podejmować regularnie. Nie można modlić się tylko wtedy, gdy przyjdzie mi na to ochota. Gdy będziemy podejmować modlitwę jedynie w chwilach przyjemnych, gdy nam to będzie pasować i odpowiadać, to nie nauczymy się wytrwałości w dobrym, stawiania Boga na pierwszym miejscu. Łatwo jest stanąć przy Bogu, gdy wszystko idzie łatwo i przyjemnie. Trudno staje się przy Bogu, gdy wszystko wokół nas temu się sprzeciwia, ale to właśnie jest wierność, to właśnie jest wyrabianiem w sobie cnoty. To właśnie jest umniejszaniem siebie, swojej woli, po to, by On mógł w nas wzrastać. Jest to postawa robienia Bogu miejsca w nas samych w porę i nie w porę, to co tak pięknie określił ks. Twardowski pisząc: do Boga się idzie odchodząc od siebie. Tego możemy uczyć się ćwicząc się duchowo, podejmując dyscyplinę modlitwy w wyznaczonych uprzednio na to porach” (D. Michalski SJ, Modlitwa i wspólnota – droga ku Bogu, w: https://eccc.pl/artykuly/czytelnia-modlitwa-i-wspolnota-droga-ku-bogu-dariusz-michalski-sj).
Kościół zachęca swych wiernych do systematycznej, codziennej modlitwy – odmawiania codziennego pacierza rano i wieczorem. Na pacierz składają się podstawowe modlitwy oraz Dekalog i prawdy wiary.
            Każdy dzień winniśmy rozpoczynać od znaku krzyża i pacierza, aby ożywić w sobie pamięć o Bożej obecności. I chociaż niekiedy jest bardzo trudno zachować tę praktykę, ze względu na brak czasu, pospiech, zajmowanie się wieloma sprawami, to nie trzeba łatwo rezygnować z tego praktyki.
Pozorną przeszkodą w pielęgnowaniu codziennego pacierza jest brak czasu. Wielu ludzi uskarża się na to, że nie mają czasu na osobistą modlitwę. Czy jest to wymówka czy też rzeczywisty brak? Każdy sam winien dać sobie odpowiedź.
Poświęcenie kilku chwil na modlitwę poranną i wieczorną nie jest ciężarem nie do uniesienia, niepokonywalną trudnością czy gigantycznym problemem. Ci, którzy kochają Pana Boga i pragną żyć z Nim w przyjaźni zawsze znajdą czas nam kilka chwil modlitwy – nawet, gdy są bardzo zapracowani lub zmęczeni. Pielęgnowanie modlitwy jest kwestią wyboru tego, co w życiu uważamy za najpotrzebniejsze i najważniejsze. Jeśli zależy nam na Panu Bogu – będzie zależało nam i na modlitwie codziennej.
Wypowiedziane rano „Ojcze nasz” uświadamia, że jesteśmy dziećmi Bożymi, należymy do Niego a On do nas. To usposabia do tego, aby ofiarować Panu Bogu rozpoczynający się dzień i prosić, abyśmy nie zmarnowali czasu, jaki otrzymaliśmy. Jest to też przypomnienie, że mamy uczynkami „święcić imię Boże”, to znaczy przynosić Mu chwałę.
W naszych czasach, szczególnego znaczenia nabiera modlitwa tzw. „Aktami strzelistymi”. Są krótkie westchnienia modlitewne, które kierujemy do Boga lub świętych, jak np. „Jezu, ufam Tobie”, „Boża, zmiłuj się nade mną”, „Panie Boże dopomóż”, itp. Te krótkie modlitwy trwają chwilę i można je wypowiadać także wtedy, gdy jesteśmy czymś bardzo zajęci, np. pracujemy lub podróżujemy.
Poprzez „Akty strzeliste” uświadamiamy sobie w danym momencie, że Bóg jest blisko i potrzebujemy Go.
Warto praktykować codzienną modlitwę, ponieważ uczy poznawać naszą zależność od Boga, najwyższego Pana, pomaga pamiętać o niebie, naszej ojczyźnie wiecznej, wspiera w prowadzeniu cnotliwego życia, wyprasza miłosierdzie Boże, uzbraja przeciwko pokusom, dodaje otuchy i siły w doświadczeniach życiowych, wspomaga w codziennych potrzebach oraz umacnia w wierności Bogu.
Modlitwa wspólnotowa w kościele (z innymi i za innych)
 
Kościół jest domem modlitwy wspólnotowej. W murach świątyni parafialnej gromadzimy się na Mszy św. i inne nabożeństwa. Pan Bóg zaprasza nas, byśmy wsłuchiwali się w jego życiodajne słowo i modlili się jako wspólnota wierzących. Moc wspólnej modlitwy podkreślił Jezus: „Gdzie dwaj lub trzej zgromadzą się w imię Moje, tam ja jestem pośród nich” (Mt 18,20).
            Bogu jest miła modlitwa nie tylko poszczególnych osób, ale całej wspólnoty Kościoła. Ta wspólnotowa modlitwa, jak zapewnia nas Apokalipsa,  będzie trwała także w wieczności. Wezmą w niej udział aniołowie i święci stojący przed tronem Boga i Barankiem: „Doznałem natychmiast zachwycenia: A oto w niebie stał tron i na tronie ktoś siedział. A Siedzący był podobny z wyglądu do jaspisu i do krwawnika, a tęcza dokoła tronu podobna z wyglądu do szmaragdu. Dokoła tronu dwadzieścia cztery trony, a na tronach dwudziestu czterech siedzących Starców, odzianych w białe szaty, a na ich głowach złote wieńce. A z tronu wychodzą błyskawice i głosy, i grzmoty, i płonie przed tronem siedem lamp ognistych, które są siedmiu Duchami Boga. Przed tronem niby szklane morze podobne do kryształu, a w środku tronu i dokoła tronu cztery Zwierzęta pełne oczu z przodu i z tyłu: Zwierzę pierwsze podobne do lwa, Zwierzę drugie podobne do wołu, Zwierzę trzecie mające twarz jak gdyby ludzką i Zwierzę czwarte podobne do orła w locie. Cztery Zwierzęta, a każde z nich ma po sześć skrzydeł, dokoła i wewnątrz są pełne oczu i spoczynku nie mają, mówiąc dniem i nocą: „Święty, Święty, Święty, Pan Bóg wszechmogący, Który był i Który jest, i Który przychodzi”. A ilekroć Zwierzęta oddadzą chwałę i cześć, i dziękczynienie Siedzącemu na tronie, Żyjącemu na wieki wieków, upada dwudziestu czterech Starców przed Siedzącym na tronie i oddaje pokłon Żyjącemu na wieki wieków, i rzuca przed tronem wieńce swe, mówiąc: „Godzien jesteś, Panie i Boże nasz, odebrać chwałę i cześć, i moc, boś Ty stworzył wszystko, a dzięki Twej woli istniało i zostało stworzone” (Ap 4,1-11).
            Kościół  wierzy w obecność Chrystusa we wspólnocie wierzących, która jednogłośnie sprawuje Eucharystię. Ojcowie Soboru Watykańskiego II pouczają: „Chrystus jest zawsze obecny w swoim Kościele, szczególnie w czynnościach liturgicznych. Jest obecny w ofierze Mszy świętej, czy to w osobie odprawiającego, gdyż «Ten sam, który kiedyś ofiarował się na krzyżu, obecnie ofiaruje się przez posługę kapłanów», czy też zwłaszcza pod postaciami eucharystycznymi. Obecny jest mocą swoją w sakramentach, tak że gdy ktoś chrzci, sam Chrystus chrzci. Jest obecny w swoim słowie, albowiem gdy w Kościele czyta się Pismo święte, wówczas On sam mówi. Jest obecny wreszcie, gdy Kościół modli się i śpiewa psalmy, gdyż On sam obiecał: «Gdzie dwaj albo trzej są zgromadzeni w imię moje, tam i Ja jestem pośród nich».
Rzeczywiście, w tak wielkim dziele, przez które Bóg otrzymuje doskonałą chwałę, a ludzie uświęcenie, Chrystus zawsze przyłącza do siebie Kościół, swoją Oblubienicę umiłowaną, która wzywa swego Pana i przez Niego oddaje cześć Ojcu Przedwiecznemu.  Słusznie przeto uważa się liturgię za wykonywanie kapłańskiego urzędu Jezusa Chrystusa; w niej przez znaki widzialne wyraża się i w sposób właściwy poszczególnym znakom urzeczywistnia uświęcenie człowieka; a mistyczne Ciało Jezusa Chrystusa, to jest Głowa i jego członki, wykonują całkowity kult publiczny.
Dlatego każdy obchód liturgiczny, jako dzieło Chrystusa-Kapłana i Jego Ciała, którym jest Kościół, jest czynnością w najwyższym stopniu świętą, a żadna inna czynność Kościoła nie dorównuje jej skuteczności z tego samego tytułu i w tym samym stopniu.
Liturgia ziemska daje nam niejako przedsmak uczestnictwa w liturgii niebiańskiej, odprawianej w mieście świętym Jeruzalem, do którego pielgrzymujemy, gdzie Chrystus siedzi po prawicy Bożej jako sługa świątyni i prawdziwego przybytku. W liturgii ziemskiej ze wszystkimi zastępami duchów niebieskich wyśpiewujemy Panu hymn chwały. W niej wspominamy ze czcią świętych i spodziewamy się otrzymać jakąś cząstkę i wspólnotę z nimi. W niej oczekujemy Zbawiciela, Pana naszego Jezusa Chrystusa, aż się ukaże On, który jest życiem naszym, a my z Nim razem pojawimy się w chwale.
Zgodnie z tradycją apostolską, która wywodzi się od samego dnia Zmartwychwstania Chrystusa, Kościół obchodzi misterium paschalne w każdy ósmy dzień, który słusznie nazwany jest dniem Pańskim albo niedzielą. W tym bowiem dniu wierni powinni schodzić się razem dla słuchania słowa Bożego i uczestniczenia w Eucharystii, aby tak wspominać Mękę, Zmartwychwstanie i chwałę Pana Jezusa i składać dziękczynienie Bogu, który ich «odrodził przez Zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa dla nadziei żywej». Niedziela zatem jest wśród świąt najstarszym i pierwszym dniem świątecznym, który należy tak przedstawić i wpoić w pobożnych wiernych, aby stał się również dniem radości i odpoczynku od pracy. Ponieważ niedziela jest podstawą i rdzeniem całego roku liturgicznego, nie należy jej przesłaniać innymi obchodami, jeżeli nie są rzeczywiście bardzo ważne” (Sobór Watykański II, Konstytucja o świętej liturgii Sacrosanctum Concilium nr 7.8. 106).
Jeśli pytamy: dlaczego mamy uczestniczyć we Mszy św. odpowiedź nasuwa się sama – by spotkać się ze Zmartwychwstałym Chrystusem i wraz z Nim i całą wspólnotą oddawać cześć Ojcu niebieskiemu.
Tutaj na ziemi, Pan Bóg nieustannie do nas mówi i naszym zadaniem jest Go słuchać. Dokonuje się to zarówno w czasie modlitwy indywidualnej, jak i wtedy, gdy modlimy się wspólnie. Zadaniem każdej wspólnoty chrześcijańskiej jest umacnianie się w słuchaniu Słowa Bożego. Widzimy to w każdej liturgii, gdy zbieramy się często z obcymi osobami po to, by wielbić Boga i słuchać Go. Bóg mówi do nas nie tylko indywidualnie, ale także ma słowo dla wspólnoty, którą tworzymy (naszej rodziny, wspólnoty parafialnej, grupy apostolskiej). Jedna i druga forma modlitwy uzupełniają się.
Modlitwa we wspólnocie przypomina, że nikt z wierzących nie jest sam, ale dar wiary otrzymaliśmy w Kościele. W nim też – jako wspólnocie wiary – pielęgnujemy Go. Zbliżamy się do Boga indywidualnie, a jednocześnie przezwyciężając indywidualizm, zbliżamy się do innych wierzących po to, aby dzielić się z nimi swą wiarą, umacniać ich przykładem i wspierać wzajemnie.
Nie lekceważmy sobie Mszy św. niedzielnej i świątecznej oraz innych nabożeństw, przeżywanych we wspólnocie Kościoła. I chociaż nieraz trudno o skupienie i wyciszenie w tłumie modlących się, pamiętajmy, że modlitwa wspólnotowa ma zawsze swą wartość i jest błogosławieństwem dla jej uczestników.
Z naszej strony uczestnictwo we Mszy św. wymaga zaangażowania. Na Mszy św. nie jesteśmy biernymi obserwatorami, ale uczestnikami. Trzeba zatem, byśmy włączali się we wspólnotową modlitwę i śpiew pieśni, a w chwilach milczenia mobilizowali się do osobistej refleksji i modlitwy.
Uczestnictwo we Mszy św.  we wspólnocie parafialnej jest z naszej strony świadectwem wiary i miłości do Jezusa. Buduje duchowo nie tylko nas samych, ale i naszych bliskich. Wielu z nas wyniosło z domu rodzinnego poczucie obowiązku uczestnictwa we Mszy św. niedzielnej i świątecznej. Można powiedzieć, że pobożność naszych dziadków i rodziców teraz zbiera owoce w naszej wierności modlitwie.
 
Modlitwa do Maryi i świętych
 
Kościół uczy modlitwy kierowanej bezpośrednio do Trójcy Świętej. Rozpowszechniła się również praktyka modlitwy za wstawiennictwem Matki Bożej, aniołów i świętych. Modlitwa za ich pośrednictwem zrodziła się ze świadomości niegodności i grzeszności tych, którzy proszą. Bywa, że jesteśmy onieśmieleni widząc brak zasług przed Bogiem, i dlatego prosimy o wstawiennictwo tych, którzy mają silniejszą niż my wiarę oraz zasługi o wiele większe od naszych.
            Katolicka praktyka modlitwy do Maryi ma swe zakorzenienie biblijne, zwłaszcza w opisie wesela w Kanie Galilejskiej. Św. Jan opowiada, ze Jezus, Jego Matka i Apostołowie uczestniczyli w weselu swych krewnych w Kanie. Gdy zabrakło wina, Maryja Zwróciła się z prośba do Jezusa o to, aby zaradził niedostatkowi. Na Jej wyraźną prośbę Jezus uczynił swój pierwszy cud (zob. J 2.1-11).
            Maryja, którą czcimy jako naszą Matkę i Matkę Kościoła dzisiaj również wstawia się za nami i wyprasza to, czego potrzebujemy w życiu doczesnym i wiecznym. Jej przywileje, łaski  i zasługi sprawiają, że jest skuteczną wspomożycielką i cudotwórczynią.
            Trzeba jednak pamiętać, że Maryja nie jest sama z siebie źródłem łask – jest nim Trójjedyny Bóg. Modlimy się: „przyczyń się za nami”, „oręduj u Boga”, „wyproś u Syna”, „módl się za nami”, i podobnie, zawsze mając świadomość, że: „Każde dobro, jakie otrzymujemy, i wszelki dar doskonały zstępują z góry, od Ojca świateł, u którego nie ma przemiany ani cienia zmienności” (Jk 1,17-18).
Maryja nie tylko wyprasza modlącym się potrzebne łaski, ale swym wstawiennictwem przybliża do Syna, kształtuje w nich Jego ducha. Wpatrzeni w Matkę Najświętszą, rozważając Jej przywileje i przymioty rozbudzamy w sobie pragnienie naśladowania Jej.
Wierząc w świętych obcowanie, możemy prosić o modlitwę nie tylko świętych i błogosławionych w niebie, ale także osoby żyjące. Do Sługi Bożej siostry Wandy Róży Niewęgłowskiej (1926-1989), tercjarki dominikańskiej, która  przez czterdzieści lat dźwigała ogromny ciężar krzyża i trwała mężnie w zjednoczeniu z Chrystusem ukrzyżowanym, przychodzili mieszkańcy Lublina z prośbą o modlitwę wstawienniczą. Ona – obdarzona charyzmatem czytania w duszach odpowiadała na te prośby: „Pomodlę się za ciebie, ale ty musisz poprawić się z takiego a takiego grzechu”. Siostra Wanda Róża ofiarowywała swe cierpienia w intencji osób proszących i uzyskiwała dla nich Bożą pomoc.
Sługa Boża mówiła: „Pan powołał mnie do wielkiego cierpienia. (…) Nieustanne moje cierpienia łączę z ofiarą Jezusa. Moim zadaniem tu na ziemi to (…) wynagradzać za zniewagi Ran Chrystusowych oraz zbawiać dusze dla Jezusa. Panie, pozwól, abym stała się całopalną ofiarą z miłości ku Tobie. Udziel mi mocy, abym wypraszała łaski dla bliźnich i świata, a także dla Kościoła Chrystusowego i całego duchowieństwa”. Przeżywane cierpienia nazywała „pocałunkiem Chrystusa”. Przyjmowała je z miłością, a nawet ukrywała, aby nie straciły nadprzyrodzonych wartości. Siostra Róża Panu Jezusowi tak powiedziała: „Gdy bardzo będziesz znieważany przez świat, proszę Cię, spocznij w moim sercu, abym ja cierpiała, a Ty mógł sobie odpocząć. Złącz serce moje ze swoim i niech razem uderzają we wspólnym rytmie”.
            Niech podsumowaniem naszej refleksji będą odpowiedzi na pytania:

  1. Czy dostrzegam korzyści, jakie człowiekowi wierzącemu daje systematyczność na modlitwie?
  2. Czy moja modlitwa składa się z dziękczynienia, uwielbienia Boga i pokornej prośby?
  3. Czy pielęgnuję w sobie ducha modlitwy na wzór Maryi i świętych?
  4. Czy systematycznie uczestniczę we Mszy św. i innych wspólnotowych nabożeństwach i modlitwach?