JONASZ – zbuntowany prorok
Księga Jonasza to jedna z niezwykłych ksiąg Starego Testamentu. Choć niewielka objętościowo (tylko cztery rozdziały), zawiera głębokie i wielowymiarowe przesłanie duchowe, łącząc elementy historii prorockiej, dydaktycznej przypowieści oraz teologicznej refleksji nad tajemnicą Bożego miłosierdzia. Księga Jonasza jest częścią dwunastu proroków mniejszych. Jednak w odróżnieniu od typowych ksiąg prorockich nie zawiera długich proroctw, lecz jest opowieścią o losach samego proroka.
Jonasz, syn Amittaja, był prorokiem działającym w VIII wieku przed Chrystusem za panowania Jeroboama II (2Krl 14, 25). Jego imię oznacza „gołąb” i pojawia się także w innych tradycjach żydowskich, gdzie przypisywano mu rolę proroka w Izraelu jeszcze przed jego misją w Niniwie. W Piśmie św. gołąb ma bogatą symbolikę. Najbardziej znane odniesienie do gołębia pojawia się w historii Noego. Po potopie Noe wypuszcza gołębia, który przynosi gałązkę oliwną (Rdz 8, 8-12). Był to znak, że Bóg przywraca porządek i zawiera nowy pokój ze światem. Jonasz jako „gołąb” przynosił podobne przesłanie – wzywał Niniwę do pokuty, by uniknęła zniszczenia i mogła doświadczyć Bożego miłosierdzia. W pewnym sensie pełnił rolę „gołębia pokoju i pojednania”, nawet jeśli sam nie chciał tej misji zaakceptować. W wielu miejscach w Biblii Izrael jest przyrównywany do gołębia – kruchego, łatwo wpadającego w sidła, ale ukochanego przez Boga (zob. Oz 7, 11, Ps 74, 19). Jonasz, jako Izraelita, reprezentuje cały naród wybrany, który często nie rozumie Bożych planów i chce „uciec” przed swoją misją wobec innych narodów. Tak jak Izrael miał być światłem dla pogan, tak Jonasz był wezwany, by głosić im nawrócenie. W Prawie Mojżeszowym gołębie składano na ofiarę oczyszczenia. Kobieta po narodzinach dziecka mogła ofiarować parę synogarlic lub gołębi jako ofiarę oczyszczenia (Kpł 12, 8; por. Łk 2, 24). Jonasz „składa siebie w ofierze”, gdy zostaje wrzucony do morza, aby uratować innych. Jego pobyt w rybie przez trzy dni to rodzaj oczyszczenia i nowego początku, podobnie jak ofiara gołębia przynosiła oczyszczenie. W Nowym Testamencie Duch Święty zstępuje na Jezusa podczas chrztu w postaci gołębicy (Mt 3, 16). To symbol łagodności, nowego życia i posłania. Jezus, nowy i doskonały prorok, w pełni przyjął swoją misję zbawienia, w przeciwieństwie do Jonasza.
Egzegeci od wieków zastanawiali się nad charakterem księgi Jonasza. Niektórzy traktują ją jako opowieść historyczną, wskazując na konkretne odniesienia geograficzne i kontekst czasów asyryjskich. Inni widzą w niej przypowieść teologiczną na wzór żydowskich midraszy, mającą na celu ukazanie uniwersalnej prawdy o Bożym miłosierdziu, skierowanym do wszystkich narodów, a nie tylko do Izraela. Od strony teologicznej Księga Jonasza jest przełomowa – jako jedna z nielicznych starotestamentalnych narracji pokazuje Boga, który nie tylko okazuje miłosierdzie swojemu ludowi, ale także pogańskiej Niniwie. Wpisuje się to w późniejszą myśl mesjańską i zapowiedź zbawienia, które obejmie całą ludzkość. W Nowym Testamencie Jezus sam odnosi się do tej księgi, nawiązując do „znaku Jonasza” (Mt 12, 39-41) jako zapowiedzi swojej śmierci i zmartwychwstania.
Teraz przyjrzymy się Jonaszowi jako prorokowi, jego misji, symbolice oraz głębokiemu przesłaniu teologicznemu jego historii. Spróbujemy odpowiedzieć na pytanie, co ta księga mówi nam o Bogu, człowieku i jego powołaniu.
Ucieczka do Tarszisz
Czy zdarzyło ci się kiedyś uciekać przed trudnym zadaniem? Czy bałeś się czegoś tak bardzo, że wolałeś tego nie robić? Historia proroka Jonasza pokazuje, że nawet gdy próbujemy uciec od Bożego powołania, Bóg jest wiernym Pielgrzymem nadziei, który nie rezygnuje z nas i cierpliwie prowadzi do wypełnienia Jego woli. Jonasz był prorokiem, czyli człowiekiem, przez którego Bóg mówił do ludzi. Pewnego dnia Pan polecił mu udać się do Niniwy, wielkiego, pogańskiego miasta i ogłosić jego mieszkańcom konieczność nawrócenia[1]. Samo wezwanie „wstań i idź” (Jon 1, 2) sugeruje pilność tego zadania. Jonasz reaguje odwrotnie, niż powinien – zamiast iść na wschód do Niniwy, płynie na zachód do Tarszisz. Nie tyle boi się Niniwy, ile sprzeciwia się Bożemu miłosierdziu wobec pogan. Prorok doskonale wie, kim są mieszkańcy Niniwy i to go przeraża. Niniwa była stolicą imperium asyryjskiego, a Asyryjczycy słynęli z niesłychanej brutalności. Byli jednym z najokrutniejszych narodów starożytności, a ich metody budziły grozę na całym Bliskim Wschodzie. Asyryjczycy prowadzili ekspansywną politykę podbojów i „zabijali swoich wrogów powoli i z lubością. Stosowali też psychoterror, wyłapując mieszkańców obleganego miasta i wbijając ich na pal na oczach bliskich, by wymusić kapitulację obrońców. Wbijanie na pal było tam najczęstszym sposobem pozbawiania życia, ale też obdzierano ze skóry, ścinano głowy, palono żywcem, wyrywano serca i języki” (A. Krzemińska). Jonasz był Żydem, a Asyryjczycy byli wrogami Izraela. To oni w 722 r. przed Chr. dokonali zniszczenia Królestwa Północnego i deportacji dziesięciu pokoleń Izraela. Nawet jeśli historia Jonasza miała miejsce wcześniej, prorok doskonale wiedział, że Asyria stanowi zagrożenie. Dla Jonasza taka misja była nie do przyjęcia. Wolał, żeby Niniwa została zniszczona, niż żeby jej mieszkańcy mieli szansę się nawrócić. Co ciekawe, Jonasz nie boi się, że jego misja się nie powiedzie. On boi się, że będzie skuteczna (zob. Jon 4, 2). Jonasz nie chce głosić nawrócenia Niniwie, bo przeczuwa, że jeśli mieszkańcy się nawrócą, Bóg ich oszczędzi. A on wolałby zobaczyć ich zagładę.
Jonasz wsiadł więc na statek płynący w przeciwnym kierunku – do Tarszisz. Próbował uciec przed Bogiem, ale Bóg zesłał wielką burzę. I wtedy zaczyna się dramat. Statek zalewają fale, a przerażeni marynarze wołają swoich bogów o ratunek. A gdzie w tym wszystkim jest Jonasz? Schodzi pod pokład, kładzie się i zasypia głęboko (Jon 1, 5). Sen Jonasza można odczytać jako symboliczny akt ucieczki[2]. Kiedy wszyscy na pokładzie są pełni przerażenia, wzywając swoich bogów, Jonasz po prostu unika konfrontacji z rzeczywistością. Śpi, jakby próbował „zasnąć” także na swoje powołanie i na konsekwencje swojego buntu. Sen to przestrzeń, gdzie Jonasz może na chwilę odciąć się od odpowiedzialności – dla niego jest to ostatnia forma „niebycia” w tym, co dzieje się na morzu. Mimo że prorok ucieka, Bóg nie od razu reaguje burzą – pozwala Jonaszowi na moment odpoczynku, zanim zmusi go do zmierzenia się z konsekwencjami swojego wyboru. Sen Jonasza to czas, w którym Bóg daje mu przestrzeń do refleksji, choć Jonasz nie jest jeszcze gotów na zmianę. Z perspektywy Bożej cierpliwość nie jest pasywnością, ale szansą na przemianę. Sen Jonasza jest spokojny, ale burza na morzu to chaos, przerażenie i śmierć. To, że prorok zasypia w takim momencie, może ukazywać jego kompletną obojętność wobec rzeczywistości, jakby cały świat zewnętrzny nie miał dla niego znaczenia. Jest to wyraźny znak wewnętrznej izolacji Jonasza od tego, co dzieje się wokół niego, a jednocześnie zamknięcie się na misję. Sen Jonasza staje się metaforą jego duchowego odrętwienia. Jest on odcięty od prawdziwego życia i tego, co się naprawdę liczy – życia zgodnego z Bożym zamysłem i powołaniem.
Sen Jonasza to także cisza przed burzą. Kiedy prorok budzi się, burza już nie jest tylko zjawiskiem naturalnym, ale znakiem Bożej reakcji na jego opór. Sen staje się kontrastem dla burzy, a zarazem zapowiedzią duchowego przebudzenia, które czeka Jonasza. Bóg suwerennie interweniuje, używając sił natury. Żeglarze, choć poganie, zaczynają się modlić, podczas gdy Jonasz śpi. Jest to ironiczne – to nie prorok, lecz poganie zwracają się ku Bogu. Dowódca żeglarzy budzi Jonasza, nawołując go do modlitwy (Jon 1, 6). To on, poganin, wyciąga z ludzi coś, czego prorok nie potrafi w tej chwili zrobić – budzi wspólnotę duchową w sytuacji kryzysowej, co jest dla niego zadaniem niezwykle trudnym, bo nie zna Boga Jonasza. Jest to postawa zdecydowana i oparta na odpowiedzialności. Kapitan statku jest gotów zrobić wszystko, by uratować swoich ludzi. Wchodzi więc w rolę „pośrednika”, by skontaktować się z Jonaszowym Bogiem, mimo że nie ma pojęcia, kim On jest. Poganin wzywający Boga proroka – to niewątpliwie symboliczne. Co więcej, gdy losy rzucone przez marynarzy wskazują na Jonasza jako winnego, kapitan, chociaż może łatwo uznać go za wroga, nie chce wykonać wyroku na proroku. Zamiast tego zwraca się do Boga o wyrozumiałość, prosząc, by nie obarczać winą całej załogi za decyzje Jonasza. Jest to wyraźna postawa miłosierdzia. Kapitan nie chce być odpowiedzialny za życie Jonasza, chociaż ma władzę wyrzucić go za burtę.
„Wrzućcie mnie w morze”
Jonasz ma świadomość, że zgodnie z tradycją prorok, który odrzuca Boże polecenie, zasługuje na śmierć. Skoro już podjął decyzję o rezygnacji z życia, proponuje marynarzom rozwiązanie: „Weźcie mnie i rzućcie w morze, a przestaną się burzyć wody przeciw wam, ponieważ wiem, że z mojego powodu tak wielka burza powstała przeciw wam” (Jon 1, 12). Chociaż marynarze są poganami, nie mają serca, by po prostu pozbyć się Jonasza. Starają się wiosłować w kierunku lądu, by porzucić go tam, ale wiatr jest zbyt silny i nie mogą osiągnąć brzegu. W końcu, zrozpaczeni, zaczynają prosić Boga o przebaczenie, bo nie chcą mieć na sumieniu życia Jonasza. Dopiero kiedy nie mają już innego wyjścia, decydują się wyrzucić go za burtę. I w tej samej chwili morze milknie.
Słowa Jonasza: „Wrzućcie mnie w morze” (Jon 1, 12) to jedno z najbardziej zaskakujących i symbolicznych wyrażeń w całej Księdze Jonasza. Z jednej strony, może się wydawać, że Jonasz po prostu rezygnuje z życia. Jednak głębsza analiza tych słów ukazuje w nich motywy duchowe, które nadają im zupełnie nowy wymiar. Morze w Biblii często jest symbolem chaosu i śmierci, ale także bramy do odrodzenia. Gdy Jonasz mówi: „wrzućcie mnie w morze”, można to rozumieć jako akt oddania się w ręce Boga, który uratuje go z otchłani śmierci. Wybór morza jako miejsca, w którym Jonasz ma znaleźć śmierć, staje się początkiem jego odrodzenia, pokuty i poznania Bożej woli. Można to także interpretować jako wczesną typologię chrześcijańską. „Jonasz, który ofiaruje się, by ocalić żeglarzy, przedstawia Chrystusa, który oddaje siebie na śmierć dla zbawienia świata. Jonasz przebywa w rybie, jak Chrystus w grobie, ale nie zostaje tam na zawsze – i to jest znak nadziei dla wszystkich ludzi” (św. Jan Chryzostom). „Jonasz to figura Chrystusa, który również był ofiarą, by uspokoić burzę grzechu, i który przebywał w otchłani śmierci, zanim przyniósł światu zbawienie” (Orygenes). Jonasz, choć nie chce wykonać Bożego polecenia, staje się w pewnym sensie darem ofiarnym, symbolizującym Boże działanie, które przez ofiarę jednego przynosi zbawienie wszystkim. Morze, które początkowo symbolizuje śmierć, staje się w końcu bramą do nowego życia, zarówno dla Jonasza, jak i dla tych, którzy go słuchają.
„Gdy Jonasz, uznając swoją odpowiedzialność pozwala się wrzucić do morza, aby ocalić swoich towarzyszy podróży, burza ustępuje. Zbliżająca się śmierć doprowadziła tych pogan do modlitwy, sprawiła, że prorok, mimo wszystko, podjął swoje powołanie w służbie innym godząc poświęcić się dla nich, a teraz wiedzie ocalałych do rozpoznania prawdziwego Pana i do chwały. Marynarze, którzy modlili się drżąc ze strachu zwracając się do swoich bogów, teraz, ze szczerą bojaźnią Pańską, rozpoznają prawdziwego Boga i składają ofiary i czynią śluby. Nadzieja, która doprowadziła ich do modlitwy, aby nie umrzeć, okazuje się jeszcze mocniejsza i dokonuje czegoś, co wykracza także poza to, czego oczekiwali: nie tylko nie zginęli w czasie burzy, ale otworzyli się na uznanie prawdziwego i jedynego Pana nieba i ziemi” (papież Franciszek).
We wnętrzu wielkiej ryby
Zwykle mówi się, że wieloryby trawią wszystko, co połkną, a ich żołądki są pełne kwasów rozpuszczających nawet twarde skorupy morskich stworzeń[3]. Dlaczego Jonasz przeżył trzy dni i trzy noce w brzuchu tej tajemniczej istoty? Co więcej – jakim cudem nie został strawiony? W sensie biblijnym ryba, która połknęła Jonasza, nie jest zwykłym zwierzęciem. To narzędzie Bożej interwencji, „wehikuł” przenoszący proroka z chaosu ku odrodzeniu. Można powiedzieć, że czas w jej wnętrzu zatrzymał się, a żołądek, który powinien strawić Jonasza stał się jakby tymczasowym grobowcem, ale nie miejscem rozkładu. Podobnie jak Mojżesz przez 40 dni na górze Synaj był podtrzymywany przez Boga bez jedzenia i picia, tak Jonasz zostaje cudownie zachowany przy życiu. To pokazuje, że kiedy Bóg ingeruje w rzeczywistość, prawa natury mogą zostać zawieszone.
W wielu kulturach starożytnych morskie potwory symbolizowały otchłań, piekło, śmierć. Jonasz, wrzucony w morze i połknięty przez rybę, wstępuje do miejsca śmierci, jak Chrystus, który zstąpił do otchłani. Wielka ryba staje się także łonem nowego życia, miejscem przejścia przez śmierć ku nowemu istnieniu. Jonasz przebywa we wnętrzu ryby trzy dni i trzy noce, co Chrystus bezpośrednio odnosi do siebie (Mt 12, 40). Ryba go nie trawi, bo Bóg podarował mu nowe życie.
Jonasz ucieka przed misją, chce umrzeć, a jednak zostaje „uratowany” w najbardziej upokarzający sposób – żywcem połknięty przez rybę. Zamiast śmierci, dostaje czas na zmianę myślenia i duchowe odrodzenie. I to w najbardziej klaustrofobicznym miejscu, jakie można sobie wyobrazić. Jego modlitwa jest hymnem człowieka, który dotarł na dno egzystencji – dosłownie i duchowo (Jon 2, 3-10). Jonasz mówi: „Z głębokości Szeolu wzywałem pomocy, a Ty usłyszałeś mój głos” (Jon 2, 3). Jest to wołanie człowieka, który nie ma już nic, ale w końcu przyznaje, że tylko Bóg może go uratować. To moment jego duchowego przełomu – kapitulacja wobec Boga. „Pokusa Jonasza może być też naszą pokusą – jest to pokusa łatwości. W gruncie rzeczy Tarszisz jest wyborem wygody. Udać się do Tarszisz to robić coś innego, niż wymaga tego własne powołanie. Tarszisz może być miejscem czy działaniem gwarantującym nam łatwe zadowolenie […] Jonasz łudził się, że jest w stanie odejść daleko od Pana. My też możemy ulec takiemu złudzeniu, że się od Niego oddalamy. Zresztą wszyscy mamy Tarszisz blisko, niemalże w zasięgu ręki. Unikamy ciszy, bo Bóg mógłby ją zająć. Unikamy Pisma Świętego, bo Bóg mógłby przemówić. Unikamy pustyni, bo tam jest ryzyko spotkania Boga. Unikamy bliźniego, bo Bóg często ukrywa się właśnie w bliźnim. Jednak złudne jest przekonanie, jakoby można było odejść daleko od Boga, schronić się przed Nim. Bóg podąża za nami, ściga nas, choć my oddalamy się od Niego. Odsuwamy Go od siebie jak natrętnego żebraka, ale zaraz potem znowu odnajdujemy Go obok” (A. Pronzato).
Grzech, bunt, śmierć – to wszystko powinno „strawić” Jonasza. Ale prorok nie zostaje strawiony, bo jest zapowiedzią Chrystusa, który także nie mógł zostać „strawiony” przez śmierć. Gdyby Jonasz był tylko zwykłym człowiekiem, jego los byłby przesądzony. Ale jego historia to zapowiedź nadprzyrodzonego działania Boga, który nie pozwala, by jego wybrany prorok został unicestwiony. W końcu ryba wypluwa Jonasza na brzeg[4]. Zazwyczaj to, co trafia do żołądka, nigdy nie wraca, ale Jonasz powraca do życia, odrodzony i z nową misją. To symboliczna scena nowego początku, podobnie jak zmartwychwstanie Chrystusa.
Modlitwa Jonasza staje się kluczowym punktem jego historii. Jonasz modli się językiem psalmów. Oznacza to, że nawet w swoim buncie zna słowo Boże i się nim posługuje. Ale czy rzeczywiście jego serce się przemieniło? Jonasz opisuje swoje doświadczenie jako zejście do Szeolu, czyli krainy umarłych. To metaforyczne „piekło” – całkowita izolacja, niemoc, miejsce, z którego nie ma ucieczki. Ale Bóg go słyszy, nawet tam. To zapowiada Jezusa, który również zstąpił do otchłani śmierci, by wybawić grzesznych ludzi (por. Mt 12, 40). Jonasz czuje się odcięty od Bożej obecności, ale czy nie tego pragnął, uciekając do Tarszisz? Ironia polega na tym, że teraz pragnie Boga, którego wcześniej unikał. Jonasz przeciwstawia siebie poganom, sugerując, że on sam jest wierny Bogu. Ale przecież to marynarze (poganie) wcześniej okazali więcej pokory niż Jonasz. To pokazuje, że choć prorok modli się pięknie, jego serce jeszcze się nie przemieniło w pełni. Wyplucie Jonasza na brzeg to nowy początek – symboliczne „zmartwychwstanie” (Jon 2, 11). Ale czy Jonasz naprawdę się zmienił?[5]
Każdy z nas może być jak Jonasz – czasem uciekamy przed Bogiem, a potem, gdy już nie mamy wyjścia, zaczynamy się modlić. Ale Bóg wysłuchuje nas nawet wtedy, gdy jesteśmy daleko od Niego. Jonasz jeszcze nie jest doskonały, ale Bóg i tak działa przez niego. To nadzieja dla każdego z nas, że nawet nasza niedoskonała modlitwa ma moc, jeśli jest szczera.
Droga przez Niniwę
Prorok nie chce pełnić swojej misji, ucieka, zostaje połknięty przez rybę, a potem dosłownie zwymiotowany na brzeg. W końcu dociera do Niniwy, gdzie wypowiada tylko jedno krótkie zdanie: „Jeszcze czterdzieści dni, a Niniwa zostanie zburzona!” (Jon 3, 4). I co się dzieje? Całe miasto, od króla po zwierzęta, nawraca się! Jak to możliwe? Czy to tylko moc Bożego słowa, czy może także wygląd samego proroka? Jonasz to nietypowy prorok. Nie walczy z grzechem jak Eliasz, nie naucza mądrości jak Izajasz, nie roni łez nad Izraelem jak Jeremiasz. On po prostu nie chce iść do Niniwy. Ucieka, wpada do morza i zostaje połknięty przez wielką rybę. Pomyślmy o tym: trzy dni w brzuchu ryby, bez światła, wśród soków trawiennych. Czy wychodzi z tego cało? Tak, ale prawdopodobnie nie wygląda już tak samo. Istnieją badania sugerujące, że soki trawienne ryb mogłyby wybielić skórę i włosy Jonasza, nadając mu upiorny, nienaturalny wygląd. A jeśli do tego był pokryty resztkami rybiego tranu… cóż, wyglądałby jak ktoś, kto naprawdę przeszedł przez coś nadprzyrodzonego.
Zwykle myślimy, że Niniwa nawróciła się, bo Boże słowo ma moc. To prawda. Ale czy Niniwici uwierzyliby tak szybko, gdyby prorok, który do nich mówi, wyglądał normalnie? Na ulice Niniwy wchodzi postać o kredowobiałej skórze, ociekająca czymś, co pachnie jak wnętrzności ryby. Może jego ubrania są poszarpane, a włosy wyglądają jak po przejściu przez piekło. A potem wypowiada tylko jedno zdanie: „Jeszcze czterdzieści dni, a Niniwa zostanie zburzona” (Jon 3, 4)[6]. „Owe «czterdzieści dni» to w Biblii liczba symboliczna wskazująca na okres przygotowania, postu, pokuty. W tej zapowiedzi kryje się już także zalążek nadziei. Jest to czas dany Niniwitom do opamiętania. I oto dzieje się rzecz niesłychana. Jonasz potrzebował trzech dni, żeby przejść całą Niniwę, ale wystarczył jeden dzień, aby ci poganie od razu się nawrócili, «uwierzyli Bogu, ogłosili post i oblekli się w wory [strój pokutny], od największego do najmniejszego». Także sam król rozpoczął pokutę i nakazał surowy post wszystkim, przebywającym w Niniwie, ludziom i zwierzętom” (A. Świderkówna). Wówczas Bóg zobaczył ich czyny, że „odwrócili się od swojego złego postępowania. I ulitował się Bóg nad niedolą, którą postanowił na nich sprowadzić, i nie zesłał jej” (Jon 3,10).
Niniwici byli znani z brutalności, ale także z przesądów i lęku przed bogami. Może pomyśleli o Jonaszu: „To nie jest zwykły człowiek. On jest znakiem. Musimy się nawrócić”. To, co stało się ze zbuntowanym prorokiem, zapowiada coś jeszcze większego: „Albowiem jak Jonasz był trzy dni i trzy noce we wnętrznościach wielkiej ryby, tak Syn Człowieczy będzie trzy dni i trzy noce w łonie ziemi” (Mt 12, 40). Jezus idzie dalej niż Jonasz. On nie tylko głosi słowo, ale daje życie tym, którzy się nawracają.
Wnioski dla nas:
Twoja historia ma znaczenie – Jonasz nie musiał być elokwentnym kaznodzieją. To, co przeszedł, było jego świadectwem. Może twoje trudne doświadczenia są tym, co przekona innych o Bogu.
- Bóg działa nawet przez naszą niechęć – Jonasz nie chciał iść do Niniwy, ale Bóg i tak się nim posłużył. Może ty też nie chcesz czegoś robić, ale Bóg widzi w tym większy sens.
- Twoja obecność może być znakiem dla innych – Niniwici zobaczyli Jonasza i doświadczyli nawrócenia. Może twój sposób życia, twoja postawa, twoja wiara mogą być świadectwem dla ludzi wokół ciebie.
Jonasz przeszedł przez Niniwę, wyglądając jak człowiek, który wrócił zza grobu. I jedno zdanie wystarczyło, by całe miasto się nawróciło. Oznacza to, że nasza historia, duchowa walka, nawet te trudne chwile, mogą pomóc komuś spotkać Boga. Bo czasem nie trzeba wielkich słów. Wystarczy, że ktoś na ciebie spojrzy i powie: „Skoro on przeszedł coś takiego, Bóg naprawdę jest kochającym Ojcem”.
Gniew na Boże miłosierdzie
Jonasz, po tym jak niechętnie spełnił Boże polecenie i ogłosił Niniwie zagładę, widzi, że mieszkańcy miasta nawracają się, a Bóg odstępuje od planowanego zniszczenia. W odpowiedzi na to prorok wpada w gniew, bo nie chce, by Niniwa – pogańska stolica Asyrii i wróg Izraela – została ocalona. Jonasz jest bardzo niezadowolony i rozgniewany (Jon 4, 1). Paradoksalnie, jego gniew wynika z tego, że Bóg jest „łagodny i miłosierny, cierpliwy i pełen łaskawości, litujący się nad niedolą” (Jon 4, 2). Prorok uważa, że Boże miłosierdzie wobec Niniwy to błąd. W swej frustracji prosi nawet o śmierć (Jon 4, 3). Bóg łagodnie odpowiada pytaniem: „Czy uważasz, że słusznie jesteś oburzony?” (Jon 4, 4). Nie potępia Jonasza, ale zaprasza go do dialogu i refleksji.
Jonasz wychodzi z miasta i czeka na rozwój wydarzeń. Wtedy Bóg przygotowuje dla niego trzy znaki, które mają go doprowadzić do nawrócenia i przemiany serca:
- Krzew rycynusowy (Jon 4,6) to jeden z najbardziej zagadkowych elementów tej opowieści, a jego interpretacja prowadzi do zaskakujących wniosków. Tekst hebrajski używa słowa „kikajon”, którego znaczenie nie jest pewne. Tradycyjnie utożsamia się ten krzew z rycynusem pospolitym. Rycynus potrafi urosnąć nawet 5 metrów w jeden sezon. Może więc zapewnić cień przed słońcem, ale jest równie nietrwały. Roślina ta zawiera trujący rycyn, który jest jedną z najsilniejszych toksyn roślinnych. Paradoksalnie więc coś, co miało dać ulgę Jonaszowi, jest w rzeczywistości śmiertelnie niebezpieczne. Z nasion rycynusa produkowano też olejek stosowany jako środek przeczyszczający. Byłby to zatem ironiczny akcent, biorąc pod uwagę Jonasza, który „trzyma” w sobie gniew i nie może go „przetrawić”. Potrzebuje więc lekarstwa na „przeczyszczenie”. Krzew był darem Boga, ale Jonasz nie zrobił nic, by go pielęgnować – podobnie jak nie troszczył się o Niniwę. Cieszył się rośliną, ale nie widział, że mieszkańcy Niniwy mają większą wartość niż jego chwilowa wygoda. Gdy roślina uschła, Jonasz znowu chciał umrzeć (Jon 4, 7-8). Prorok, zamiast uczyć się miłości od Boga, staje się ofiarą własnej małostkowości. Krzew rycynusowy to metafora ulotnych przyjemności, które człowiek ceni bardziej niż ludzkie życie. Można powiedzieć, że Bóg w tej historii „gra” z Jonaszem: daje mu coś, odbiera i pokazuje, jak bardzo prorok troszczy się o siebie, a nie o innych.
- Robak, który niszczy krzew rycynusowy (Jon 4, 7). Wydaje się niepozorny, ale kryje się w nim głębsza symbolika. Tekst mówi, że Bóg „przygotował” robaka (hebr. manah) – to samo słowo, które opisuje sposób, w jaki Bóg wcześniej „przygotował” wielką rybę (Jon 2, 1). Oznacza to, że ten maleńki robak jest równie istotnym narzędziem Bożym, jak gigantyczna bestia morska. Bóg posługuje się wielkimi i małymi stworzeniami tak samo skutecznie. Krzew daje Jonaszowi cień i chwilową radość. Robak go niszczy, co prowadzi proroka do kolejnej frustracji. Jonasz wpada w rozpacz z powodu rośliny, choć jeszcze niedawno nie miał problemu z tym, że mogłoby zginąć 120 tysięcy ludzi w Niniwie. Jonasz troszczy się bardziej o własny komfort niż o życie innych. Nie wiadomo dokładnie, jaki robak pojawił się w tej historii. Istnieje jednak ciekawa hipoteza o robaku kojarzonym z czerwonym barwnikiem (coccus ilicis). Wówczas symbolika staje się jeszcze głębsza – robak, który „umiera”, by przynieść czerwony kolor, jest symbolem ofiary. To subtelna zapowiedź, że prawdziwa miłość wymaga poświęcenia, a Jonasz zupełnie tego nie rozumie. Ten mały robaczek robi więcej dla formacji Jonasza niż cały jego pobyt we wnętrznościach wielkiej ryby. Pokazuje mu kruchość życia i komfortu – wszystko może zniknąć w jednej chwili. Obnaża też hipokryzję Jonasza – jego smutek z powodu rośliny jest większy niż smutek nad Niniwą. Największa ironia polega na tym, że ryba posłusznie połknęła Jonasza, mieszkańcy Niniwy posłusznie się nawrócili, robak posłusznie zjadł krzew tylko Jonasz nadal się buntuje.
- Wiatr wschodni (hebr. ruach qadim) (Jon 4, 8). W Biblii często symbolizuje sąd Boży. W Egipcie sprowadził szarańczę (Wj 10, 13), a w Izraelu suszę i spustoszenie (Ez 17, 10). W przypadku Jonasza jest to narzędzie Bożej pedagogii, zachęcające go do refleksji i zmiany myślenia. Wiatr niszczy roślinę, tak jak gniew Jonasza jest ulotny i bezsensowny wobec Bożego miłosierdzia. Wiatr zmusza Jonasza do uznania swojej słabości. To moment, w którym powinien zrozumieć, że jego żal nad uschniętą rośliną jest egoistyczny, podczas gdy Bóg troszczy się o całą Niniwę. Wiatr, podobnie jak ryba, krzew i robak, pokazuje, że wszystko dzieje się według Bożego planu. Bóg konfrontuje Jonasza z jego postawą. Uświadamia mu, że mieszkańcy Niniwy są jak dzieci, które „nie odróżniają swej prawej ręki od lewej” (Jon 4,11), czyli są pogubieni moralnie i duchowo.
Jonasz doświadcza intensywnych emocji: strachu, gniewu, frustracji, a nawet depresji. Z psychologicznego punktu widzenia można to odczytać jako reakcję unikania problemów – jeden z podstawowych mechanizmów obronnych. Jonasz może obawiać się konfrontacji, niechęci ludzi albo niepowodzenia. Ucieczka przed trudnymi zadaniami to coś, co wielu z nas zna z własnego życia. Najbardziej charakterystycznym momentem w historii Jonasza jest jego gniew. Po tym, jak mieszkańcy Niniwy się nawracają, Jonasz nie reaguje radością, lecz złością i frustracją. Jonasz mógł oczekiwać, że Niniwa zostanie zniszczona i ukarana przez Boga. Możliwe, że widzi Boga jako surowego sędziego, a Jego miłosierdzie nie pasuje do tego obrazu. Gniew Jonasza przypomina sytuacje, w których mamy silne oczekiwania, a rzeczywistość okazuje się zupełnie inna. Może to prowadzić do frustracji i pretensji, nawet wobec Boga.
Gniew jest naturalną reakcją na niesprawiedliwość, rozczarowanie czy zagrożenie. Nie jest zły sam w sobie, ale może prowadzić do destrukcyjnych działań, jeśli nie umiemy nim zarządzać. Gniew może motywować do działania i zmiany. Może też skrywać inne emocje, np. lęk czy smutek. Jeśli jest niekontrolowany, może prowadzić do izolacji i zamknięcia na relacje. Historia Jonasza uczy nas, że kluczowe jest to, co robimy z naszym gniewem. Bóg pyta Jonasza: „Czy słusznie się oburzasz?” (Jon 4, 4). To pytanie może być dla nas wskazówką do refleksji nad własnymi emocjami. W duchowej pracy nad gniewem ważne jest odnaleźć jego źródło – czy wynika z krzywdy, zranienia, niespełnionych oczekiwań? Gniewu nie należy tłumić, ale wyrażać w konstruktywny sposób przez rozmowę, modlitwę czy refleksję pomagającą w jego przepracowaniu. Najważniejsze, by wszelkie negatywne emocje powierzyć Bogu – jak mówi św. Paweł: „Gniewajcie się, lecz nie grzeszcie” (Ef 4, 26). Nie chodzi o to, by gniewu nie odczuwać. Nie można jednak pozwolić, by prowadził nas do destrukcyjnych myśli, słów i czynów. Emocje – nawet trudne – są częścią naszej relacji z Bogiem. Bóg nie odrzuca Jonasza mimo jego gniewu i buntu. Wręcz przeciwnie, wchodzi z nim w dialog i daje mu konkretne znaki swojej miłości i czułości. Możemy więc przychodzić do Boga z każdą emocją – nie musimy ukrywać przed Nim złości, smutku czy frustracji. Czasem nasza wizja sprawiedliwości jest inna niż Boża – warto uczyć się pokory, cierpliwości i zaufania. Historia Jonasza jest pełna emocji: strachu, gniewu, frustracji, ale i Bożego miłosierdzia. Nasze uczucia są częścią naszego życia duchowego. Ważne jest, by nie pozwolić im nas zamknąć, ale nauczyć się je rozumieć i przeżywać w obecności Boga.
„Jonasz został przez Boga postawiony w sytuacji, w której musiał skonfrontować się z prawdą o sobie. Musiał zderzyć się z falami zła, zazdrości, gniewu i przeróżnych nieuporządkowanych uczuć w samym sobie. Nie widział, że Panu zależy tak samo na nim, jak i na mieszkańcach Niniwy. Nie dostrzegł, że jest takim samym grzesznikiem jak i oni. Nie umiał przyjąć tego do siebie i wyciągnąć pokornych wniosków. Nie umiał zauważyć w trudnych wydarzeniach życia Bożej miłości! Nie umiał… Nie chciał… Nie było to dla niego tak ważne jak on sam! Bóg dokonywał powolnej detronizacji jedynego prawdziwego bożka Jonasza – jego samego” (J. Gomulski).
Jonasz jak starszy brat z przypowieści Jezusa
Na pierwszy rzut oka Jonasz i starszy brat z przypowieści o synu marnotrawnym (Łk 15, 25-32) to dwie różne postacie. Jednak gdy przyjrzymy się im bliżej, zauważamy, że ich historie to lustrzane odbicia. Jonasz jest „bardzo niezadowolony i rozgniewany” (Jon 4,1), gdy Bóg okazuje miłosierdzie Niniwie. Starszy brat oburza się i „nie chce wejść na ucztę” (Łk 15,28), gdy ojciec przyjmuje z radością młodszego brata, który się pogubił w życiu. Obaj reagują gniewem na to, że ktoś „niegodny” otrzymuje przebaczenie. Nie cieszą się z ocalenia grzesznika – przeciwnie, odbierają to jako osobistą porażkę. Jonasz czuje, że wypełnił swoje prorockie zadanie – głosił zagładę, więc Niniwa powinna być zniszczona. Starszy brat mówi do ojca: „Oto tyle lat ci służę i nigdy nie przekroczyłem twojego rozkazu; ale mnie nie dałeś nigdy koźlęcia, żebym się zabawił z przyjaciółmi” (Łk 15, 29). Obaj czują się skrzywdzeni, bo ich wysiłek „poszedł na marne”. Nie rozumieją, że miłosierdzie nie jest zapłatą za dobre uczynki, ale bezinteresownym darem Boga.
Jonasz cierpi, bo poganie z Niniwy otrzymują Bożą łaskę jako wrogowie Izraela. Starszy brat jest oburzony, że jego rozrzutny brat dostaje zaproszenie na najlepszą ucztę. Obaj nie potrafią zaakceptować, że miłość Boża jest większa niż ludzkie rachunki sprawiedliwości. Jonasz siedzi zgorzkniały poza Niniwą i czeka, aż może Bóg zniszczy grzeszne miasto. Starszy brat stoi przed domem i nie chce wejść na ucztę. Obaj są „poza radością” – uporczywie trzymają się swojego gniewu i nie chcą uczestniczyć w świętowaniu łaski i miłosierdzia.
Księga Jonasza kończy się pytaniem Boga: „A czyż Ja nie powinienem mieć litości nad Niniwą?” (Jon 4,11). Jonasz nie odpowiada. Nie wiemy, jak dalej potoczyła się jego historia. Podobnie przypowieść o synu marnotrawnym kończy się słowami: „Trzeba się weselić i cieszyć z tego, że ten brat twój był umarły, a znów ożył, zaginął, a odnalazł się” (Łk 15, 32), ale nie wiemy, czy starszy brat wejdzie do środka i zasiądzie do wspólnej uczty z ojcem oraz bratem.
Czy Jonasz i starszy brat ostatecznie otworzyli się na tajemnicę Bożego miłosierdzia? Tego nie wiemy. Ale wiemy, że te historie są ostrzeżeniem: jeśli nie zaakceptujemy Bożej łaski dla innych, to sami zostaniemy poza ucztą radości. Może dlatego Jezus mówi: „Oto tu jest coś więcej niż Jonasz” (Mt 12,41), bo On przyszedł, by zmienić serca takich ludzi jak Jonasz i starszy brat.
Księga Jonasza zostawia nas w zawieszeniu. To tak, jakby Bóg pytał nie tylko Jonasza, ale i czytelnika: „A ty? Czy rozumiesz moje miłosierdzie? Czy chcesz się obrażać, czy uczyć się mojej miłości?” Największym zwrotem akcji jest to, że to nie Niniwa jest w tej księdze największym problemem – to Jonasz musi się nawrócić!
Historia Jonasza przypomina nam, że:
Nie warto uciekać przed Bożym powołaniem. Bóg zawsze znajdzie sposób, by nas odnaleźć i zaprosić do podjęcia misji.
Bóg jest miłosierny wobec każdego nawet tych, których uważamy za wrogów.
Czasem trudno nam zaakceptować Boże miłosierdzie wobec innych, ale Bóg uczy nas patrzeć na ludzi Jego oczami.
Pytania do osobistej refleksji:
- Czy są w moim życiu obszary, w których – jak Jonasz – uciekam przed Bożym wezwaniem?
- Jakie uczucia towarzyszą mi, gdy Bóg zaprasza mnie do czegoś trudnego lub niezgodnego z moimi oczekiwaniami?
- Czy potrafię uznać, że Bóg wie lepiej ode mnie, co jest dobre dla mnie i innych?
- Jonasz zasnął w czasie burzy – czy zdarza mi się uciekać od wyzwań, gdy w moim życiu „szaleje sztorm”?
- Czy moje sumienie jest wrażliwe na to, co dzieje się wokół mnie, czy raczej bywa uśpione?
- Jakie „burze” w moim życiu mogą być znakiem, że trzeba coś zmienić?
- Czy jestem gotów uznać moje błędy i ponieść ich konsekwencje, tak jak Jonasz zgodził się na wrzucenie do morza?
- Jakie doświadczenia „utraty kontroli” nad życiem nauczyły mnie zaufania Bogu?
- Czy potrafię w kryzysie zwrócić się do Boga, czy raczej polegam wyłącznie na sobie?
- Czy umiem dostrzec w trudnościach możliwość wzrostu duchowego?
- Jak wygląda moja modlitwa w chwilach cierpienia?
- Jak reaguję, gdy Bóg posyła mnie do ludzi, których nie rozumiem lub nie lubię?
- Czy potrafię głosić prawdę, nawet jeśli jest niewygodna dla mnie lub innych?
- Czy wierzę, że Bóg może przemienić serca tych, których uważam za „niepoprawnych” lub „straconych”?
- Na ile moje relacje z Bogiem opierają się na wdzięczności, a na ile na oczekiwaniu komfortu?
- Jak reaguję, gdy coś, co dawało mi poczucie bezpieczeństwa, nagle znika?
- Czy nie obrażam się na Boga, gdy moje plany nie idą po mojej myśli?
- Czy potrafię zaakceptować, że Bóg może kochać i przebaczać tym, których ja uważam
- Czy pozwalam Bogu poszerzać moje serce, by kochać tak, jak On kocha?
Modlitwa na zakończenie
Boże, Ojcze miłosierdzia, dziękujemy Ci za lekcję o proroku Jonaszu, który, mimo swojego buntu i gniewu, doświadczył Twojej niezmiennej miłości i dobroci. Pomóż nam, tak jak Jonaszowi, dostrzegać Twoją bliskość i czułość w chwilach trudnych i pełnych niepokoju. Daj nam odwagę, byśmy szli tam, gdzie nas posyłasz, i głosili Twoje słowo tam, gdzie Ty tego pragniesz. Niech przykład Jonasza przypomina nam, że Ty zawsze dajesz nam drugą szansę, a Twoje miłosierdzie jest większe od naszego lęku czy buntu. Otwórz nasze oczy, byśmy dostrzegali Twoją obecność w każdej chwili naszego życia. Błogosław nas, abyśmy żyli w pokoju i wiernie podążali za Twoją wolą, kochając innych tak, jak Ty nas kochasz. Przez Chrystusa Pana naszego. Amen.
[1] Słowo „wielki” (hebr. gadol) odgrywa kluczową rolę w Księdze Jonasza. Pojawia się aż 14 razy w tej krótkiej opowieści i jest swego rodzaju kluczem literackim, który podkreśla zarówno skalę wydarzeń, jak i kontrast między Bożym działaniem a ludzką perspektywą. Niniwa jest „wielka” pod względem rozmiaru (trzy dni drogi), znaczenia politycznego (stolica Asyrii) i moralnego upadku. Ale w oczach Boga wielkość Niniwy to również wielki potencjał nawrócenia, skoro Bóg chce jej dać szansę. Co jest naprawdę wielkie? Grzech miasta czy Boże miłosierdzie? Ostatecznie to drugie triumfuje – miasto się nawraca, a Bóg okazuje łaskę. Wielki wiatr, wielka burza – wielka kara? Nie, wielka pedagogia. Bóg nie chce wielkiej kary, lecz wielkiej przemiany człowieka. Wielka ryba czy wielki cud ocalenia. Wielka ryba nie jest narzędziem kary, ale ratunkiem – Jonasza nie pożera morze, lecz dostaje on nową szansę. Trzy dni w brzuchu ryby to czas wielkiej refleksji i wewnętrznej przemiany. Wielkie rzeczy dzieją się nie tam, gdzie Jonasz się tego spodziewał. Nawracają się nie tylko poganie na morzu, ale cała Niniwa wbrew jego oczekiwaniom. Jonasz myśli, że wielkie są grzechy Niniwy czy kara, którą Bóg powinien wymierzyć. Bóg pokazuje, że wielkie jest miłosierdzie wobec grzeszników, szansa na nawrócenie, a także lekcja, jaką daje prorokowi. Czy w naszym życiu nie skupiamy się na „wielkich” problemach, zamiast na wielkim Bożym działaniu? Księga Jonasza uczy nas, że prawdziwa wielkość tkwi w miłosierdziu i otwartości na Boży plan zbawienia.
[2] Ojcowie Kościoła podkreślają, że Jonasz jest zapowiedzią Chrystusa, ale jego sen ukazuje kontrast. Jonasz śpi na statku jako uciekinier, Jezus śpi w łodzi jako Pan stworzenia. Jonasz musi być poświęcony, aby inni mogli przeżyć, Jezus dobrowolnie oddaje życie za zbawienie świata. Uciszenie burzy przez Jezusa pokazuje Jego władzę i moc, podczas gdy Jonasz jest tylko narzędziem w rękach Boga.
[3] Księga Jonasza mówi o „dużej rybie” (hebr. dag gadol), ale nie precyzuje, o jakie stworzenie chodzi (Jon 2, 1). Jednak w kulturze popularnej często mówi się, że Jonasza połknął wieloryb, który jest ssakiem morskim, a nie rybą. Może to wynikać z dawnych tłumaczeń Biblii lub ze skojarzenia wielkości zwierzęcia zdolnego połknąć człowieka.
[4] W Biblii Tysiąclecia czytamy: „Pan nakazał rybie i wyrzuciła Jonasza na ląd” (Jon 2, 11). Ale w tekście hebrajskim użyte jest słowo (wayyaqē), które oznacza dosłownie „zwymiotowała”. To nie było eleganckie wyjście na brzeg, tylko dramatyczne i nieco brutalne „wyrzucenie” proroka na ląd. Jonasz uciekał przed misją w Niniwie, a teraz leży na brzegu, pokryty rybimi resztkami, bez żadnej możliwości ucieczki. Bóg nie tylko ratuje Jonasza, ale robi to w sposób, który podkreśla, że prorok nie jest bohaterem, tylko kimś, kogo trzeba „wyrzucić” na misję.
[5] Jonasz jest jedynym prorokiem w Biblii, który ucieka przed swoim powołaniem. Zamiast być głosem Boga, milknie i chowa się w czeluściach statku. Kiedy na morzu wybucha burza, marynarze się modlą, a Jonasz śpi (Jon 1, 5). Wszyscy poganie szukają Boga, a prorok Boży od Niego ucieka. Nawet gdy wyznaje: „Jestem Hebrajczykiem, czczę Pana” (Jon 1, 9) – brzmi to jak pusty slogan. Gdy Jonasz zostaje połknięty przez wielką rybę, doświadcza totalnej samotności. Jest odosobniony w ciemności, bez żadnego kontaktu ze światem. To symbol śmierci – zostaje „pochowany” na trzy dni, jakby wyłączony z rzeczywistości. Modli się, ale jego modlitwa jest dziwna – bardziej dziękuje za uratowanie, niż wyraża skruchę. Najbardziej samotne miejsce na świecie? Wnętrze ryby. A jednak to tam zaczyna się jego przemiana. Gdy Jonasz w końcu przybywa do Niniwy, nie wygłasza klasycznego prorockiego wezwania. Jego przesłanie to tylko jedno zdanie: „Jeszcze czterdzieści dni i Niniwa zostanie zburzona” (Jon 3, 4). Nie nawołuje do nawrócenia, nie rozmawia z mieszkańcami, nie ma uczniów, nie zostaje na dłużej. A gdy Niniwa się nawraca, nie cieszy się z tego – siada samotnie poza miastem i obraża się na Boga (Jon 4, 5).
[6] Warto zauważyć użycie tutaj hebrajskiego czasownika (nehpáchet), który pochodzi od rdzenia (h-f-kh). Tłumaczy się go zwykle jako „zburzyć, zniszczyć”, ale ma on też drugie, odwrotne znaczenie: „odwrócić, przemienić, zmienić”. To gra słów. Jonasz ogłasza zagładę, ale jednocześnie można to rozumieć jako zapowiedź przemiany. I rzeczywiście Niniwa nie zostaje zniszczona, lecz przechodzi duchową metanoię, „odwraca się” od swoich grzechów. Jonasz mówi jedno, ale jego słowa kryją dwuznaczność: Niniwa może zostać zburzona albo odmieniona.